Polskie-Cmentarze.pl

Ciekawostki

Piątek 02.07.2010, godz. 15:53Jak grzebano królów cz. III

Article img

Niezmiernie imponująco wyglądały trzy pogrzeby w siedemnastowiecznym Krakowie: w 1633 roku Zygmunta III i Konstancji Austriaczki, w 1649 Władysława IV i w roku 1676 Jana Kazimierza i Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Tym pochówkom poświęcimy szczególną uwagę, pokazując artystyczną i scenograficzną koncepcję całej ceremonii.

3 lutego 1633 r. przywieziono z Warszawy ciała królowej Konstancji (zm. 1631) i Zygmunta III (zm. 1632), które chwilowo złożono w pałacu królewskim w Łobzowie, a nocą przewieziono do dworu Montelupich na Kleparzu. Tutaj miały oczekiwać dnia pogrzebu. Należy dodać, że tego samego dnia odbył się uroczysty wjazd do Krakowa nowego władcy, króla Władysława IV, a koronację zgodnie z panującym zwyczajem miał poprzedzić pogrzeb poprzednika. Pod wieczór ceremonia ingresu powoli dobiegała końca, Władysław z orszakiem przekroczył zamkowe bramy, przed południowym wejściem do katedry przywitał króla kanonik Piotr Gembicki, po czym monarcha wraz z bratem Janem Kazimierzem podszedł do konfesji św. Stanisława i obaj ucałowali relikwie głowy świętego, a następnie duchowieństwo zaintonowało hymn dziękczynny Te Deum laudamus, zakończony błogosławieństwem, którego udzielił biskup Tomasz Oborski.

Nazajutrz całe miasto od rana szykowało się do pogrzebu królewskiego. Już od świtu schodziły się do pałacu Montelupich bractwa, cechy, panowie koronni i litewscy, zakony, z wyjątkiem jezuitów i karmelitów bosych, duchowieństwo świeckie i nieprzebrana ciżba ludzka. Porządek był następujący: najpierw w kondukcie szli ubodzy, za nimi bractwa, cechy, zakony, kler świecki, Uniwersytet z rektorem, przed którym bedlowie nieśli berła, dalej muzyka żałośnie grająca, kapituła krakowska, chorążowie i — na co zwrócono baczną uwagę — w kosztownych szatach sześciu władyków unickich z metropolitą kijowskim; a za nimi biskupi katoliccy, sufragani: gnieźnieński — Andrzej Gembicki, krakowski — Tomasz Oborski; ordynariusze: kujawski — Maciej Łubieński, poznański — Adam Nowodworski, płocki — Stanisław Łubieński, chełmski — Remigian Koniecpolski, kijowski — Bogusław Radoszewski, kamieniecki — Paweł Piasecki, przemyski — Henryk Firlej; i prymas Jan Wężyk. Tuż za episkopatem jechała „osoba w kirysie po usarsku ze znakiem i herbem królewskim na proporcu”, wyobrażająca postać zmarłego władcy, dalej niesiono insygnia obydwu królestw, polskiego i szwedzkiego oraz „pieczęć, buławę, klucze i krzesło wywrócone”.

Zwłoki wieziono na dwóch wozach, zaprzężonych w osiem koni „w kapach aksamitnych czarnych, a na trumnie był aksamit czerwony, szeroki przezeń krzyż biały”. Gdy kondukt ruszył, odezwały się dzwony krakowskich świątyń. Biły do momentu wprowadzenia ciał do katedry. Za wozem szli królewicze, poza Janem Albertem ,który nie mógł przybyć na uroczystość, senatorowie, a za nimi urzędnicy, mieszczanie i ogromne rzesze ludzi. Gdy orszak skręcał w Kanoniczą — „na ulicy Grodzkiej, przed apteką królewską (...) Król JM sam i z królewną oczekiwali na Kanonicznej ulicy w kamienicy księdza archidiakona” i w tym miejscu dołączyli. Do katedry nikogo nie wpuszczono, poza osobami objętymi protokołem, a kościół „wszytek obity był (...) suknem, a ganki dla muzyki dokoła były zrobione”.

Natomiast przed konfesją św. Stanisława wybudowano olbrzymie, tak charakterystyczne dla kultury doby nowożytnej, castrum doloris — „zamek boleści”, rodzaj rozbudowanego katafalku. Oto jak wyglądało katedralne castrum doloris wedle relacji świadka tej żałobnej ceremonii:

Katafalk był czarny, wysoki, wpośród kościoła zbudowany, do którego wschody były, o czterech filarach, na samym wierzchu aż do samego dołu świece, także na samym wierzchu Orzeł Biały wisiał, w którym kilkaset lamp po skrzydłach i bokach wisiało. Obok wschodów katafalkowych, zaświecono w czarnych, drewnianych lichtarzach kilkadziesiąt wielkich białych świec, także dworzanie, którzy stali, w rekach trzymali zapalone świece. Mszę celebrował prymas Jan Wężyk, a „muzyka na cztery rozsadzona chóry, treny żałosne cichym koncertem grała”. Król siedział pod baldachimem po prawej stronie, obok bracia i siostra, dalej panowie i posłowie: papieski, bawarski, brandenburski, pomorski i kurlandzki. Biskupów unickich posadzono przed samym ołtarzem. Tuż po kazaniu, wygłoszonym przez biskupa Stanisława Łubieńskiego, i po egzekwiach senatorowie przenieśli leżące na trumnach insygnia do wielkiego ołtarza. Tu rycerz przedstawiający króla skruszył kopię, giermek chorągwią królewską „o ziemię uderzył”, a pieczętarze kruszyli pieczęcie. To samo uczynili marszałkowie, łamiąc laski, a podskarbiowie uderzyli kluczami o posadzkę, miecznik zaś roztrzaskał miecz. Współczesny powiada, że „rzucili się potym dworzanie i urzędnicy dworscy do ciał i nieśli je do grobu, do kaplicy króla Zygmunta I [Zygmuntowska] z kościoła tyłem od cmentarza, bo tam otwarta była szyja grobu. Potem sznurami senat i urzędnicy koronni i litewscy spuszczali ciała, jedno po drugim. Król JM sam i z królewiczami za koniec sznuru trzymał”. Wrócono do katedry, a stara maryjna pieśń Salve Regina, towarzysząca wszystkim pogrzebom, kończyła ceremonię. Odtąd jednodniowe pogrzeby monarsze stały się obowiązujące, kto jednak skrócił ten ceremoniał, tak naprawdę usprawniając go, trudno dziś zbadać. Szczególną uwagę zwracał potężny katafalk zaprojektowany przez nadwornego architekta Wazów Giovanniego Battistę Gisleniego.

W omawianym okresie odbyło się w Krakowie kilka pogrzebów małżonek i dzieci królewskich, niedorównujących jednak wystawnością i przepychem monarszym konduktom. Tymczasem niesłychanie skromnie chowano zmarłe w niemowlęctwie dzieci, np. Marię Annę Izabelę (zm. 1642), o której pogrzebie współczesny zapisał: „ciało na mułach, w lektyce, w srebrnej trumience JMP wielkorządca Zygmunt Opacki do Krakowa przyprowadził i bez procesyj i ceremonij pochowano [je] na zamku w grobie królewskim Zygmuntów”.

Równie okazały jak poprzednie był pogrzeb króla Władysława IV (zm. 1648), a na szczególną uwagę zasługuje okolicznościowa funeralna dekoracja katedry wawelskiej, przygotowana również przez Gisleniego. W związku z pogrzebem monarchy i koronacją następcy Gisleni dokonał pomiarów katedry, po czym na sporządzony plan naniósł proponowane dekoracje. Z zachowanych widoków zainteresują nas głównie krypty i prezbiterium z przedstawioną weń kapelą muzyczną oraz projektowane z tej okazji castrum doloris. Dodajmy także, że rajcy urządzili uroczystości żałobne w farze Mariackiej, które wyprzedzały ceremonie na Wawelu. Otóż z końcem maja 1648 r. na wieść o zgonie Władysława IV postanowiono odprawić egzekwie za duszę zmarłego, nadzór nad nimi zlecając Adamowi Nagothowi. W związku z tym w rachunkach miejskich jest pozycja: „na postawienie struktury katafalku”, wynosząca w sumie ponad 63 floreny. Piramidy, kolumny, kopułę pożyczono z kościoła św. Michała, karmelitów bosych, a cztery „rzezane” statuy od rajcy Sebastiana Zacherli. Wszystko to zmontowano w prezbiterium, dając na wierzchu castrum orła, koronę, ściany zaś, stalle i ołtarz Wita Stwosza obito czarnym aksamitem. W tak udekorowanym wnętrzu odbyły się uroczystości żałobne, których koszt pokryło miasto. Trumnę z ciałem Władysława IV przywieziono do Krakowa w sobotę 9 stycznia roku 1649 i ustawiono w dworze Montelupich. Koło ciała zapalono czternaście świec, wzniesiono dwa ołtarze, przy których kapłani odprawiali msze. Dopiero wieczorem 14 stycznia, już po ingresie Jana Kazimierza, trumnę królewską „przewieziono na cmentarz do Panny Maryjej”, gdzie przez noc stała pod namiotem. W piątek (15 I) od rana „msze św. odprawowano tak pod namiotem przy ciele, jako też i w kościele u P. Maryjej i u św. Barbary oo. jezuitów”. Powoli schodziły się cechy z marami, bractwa, ubodzy, duchowieństwo, by analogicznie jak w roku 1633 uformować żałobny kondukt. Za trumną postępowali król Jan Kazimierz i posłowie cudzoziemscy.

Do katedry „puszczano tylko panów samych, pospólstwo bito i odganiano”. Wewnątrz świątyni, przed trumną św. Stanisława, był katafalk zbudowany: szumny, czarny, wysoko aż pod wierzch: po czterech stronach stopnie do niego były; lichtarzy i świec pełno, lamp tak wewnątrz, jako i po wierzchu, a na samym wierzchu kopije z 6 proporcami z czarnej kitajki z białą i orzeł na wierzchu, w którym lampy gorzały. Ganki dwa po bokach urobiono dla muzyki; kościół wszystek obito czarnym suknem od wierzchu aż do spodka; przed wielkim ołtarzem majestat królowi pod baldachimem zrobiono. Ołtarz wielki bardzo piękny, kształtnie żałobny zrobiono, gdzie w pośrodku, jako obraz bywa, bardzo pięknie wyrażono wszystkie króle z domu Jagiellońskiego i szwedzkiego i królowe, które były za królami polskimi i królewiczami, klęczące wyrazili ku niebu, a w ręku trzymając herby swe, a na nich korony, osobliwie Snopek. Król JM był wyrażony ad vivum i królowa Cecylia Renata, i królewicz Zygmunt Kazimierz, i insi wszyscy zmarli pokrewni. Muzyka była po gankach, wszędy Requiem śpiewając.

Mszę żałobną celebrował i kazanie wygłosił arcybiskup gnieźnieński Maciej Łubieński, po czym ciało królewskie włożono w „trumnę miedzianą, szmelcowaną czarną, a złocistą (...) na której były wybite herby królewskie, znaki, armaty wojenne, ekspedycyje turecka i moskiewska, jako mu się poddają, czołem bijąc”, a pochowano go w nowym sklepie grobowym pod kaplicą Prandocińską, którą król wybudował, gdy grzebał Cecylię Renatę w roku 1644. Na tym kończyły się oficjalne ceremonie związane z pogrzebem Władysława IV, a dodajmy w tym miejscu, że niebawem, dnia 22 stycznia, jezuici u św. św. Piotra i Pawła zorganizowali wspaniałą mszę żałobną za Władysława IV, przy czym na szczególną uwagę zasługiwało castrum doloris, w relacji kronikarza wyglądające następująco: katafalk piękny zrobiono o 4 słupach, na których stały 4 osoby malowane złociste: Wiara, Sprawiedliwość, Mężność i Wstrzemięźliwość. Korona na wierzchu wielka, a na przykryciu złotogłowiem dwie poduszcze leżały złotogłowowe, na których zaś 2 korony, 2 jabłka i 2 berła złote. Nad niemi orzeł biały wisiał na drucie z rozstrzępierzonemi skrzydłami, mając w paszczęce miecz goły. Angeli trzymały różne napisy. Świec jarzących pełno było, we trzy rzędy dokoła, koło katafalku.

Pomijając skromny, odprawiony przy ulewnym deszczu, pogrzeb królowej Ludwiki Marii (zm. 1667), należy się słów kilka ostatniej ceremonii funeralnej w XVII-wiecznym Krakowie, która z niezwykłą pompą odbyła się 31 stycznia roku 1676. Tak się złożyło, że w tym dniu Rzeczpospolita żegnała, oddając ostatni hołd, dwóch monarchów, a to zmarłego na obczyźnie we Francji Jana Kazimierza (zm. 1672) i Michała Korybuta Wiśniowieckiego (zm. 1673). Pisał z tej okazji Jan Chryzostom Pasek: „wielkiej tedy nowalijej doczekał się Kraków, trzech razem królów polskich inter moenia (łac. między murami, w obrębie murów miasta) przyjmować, dwóch simul et semel (łac. — równocześnie i tylko raz) na jednym katafalku, trzeciego widzieć na majestacie”. Podobnie jak poprzednio pogrzeb poprzedził wjazd koronacyjny Jana III Sobieskiego. Nie uprzedzając wydarzeń, cofnijmy się o parę lat wstecz. W roku 1668 znużony rządami, po śmierci Ludwiki Marii pozbawiony jedynego doradcy i sojusznika, król Jan Kazimierz abdykował i udał się do Francji, gdzie w roku 1672 w Nevers zakończył życie. Ciało zgodnie z ostatnią wolą zmarłego pogrzebano w miejscowym kościele Jezuitów. Dopiero biskup krakowski Andrzej Trzebicki własnym sumptem, uważając to za swój obowiązek, sprowadził do kraju królewskie kości i od 10 listopada 1675 do 27 stycznia 1676 r. leżały u krakowskich kamedułów na Bielanach, a w dniu 28 stycznia złożono je wraz z trumną króla Michała Korybuta w kościele św. Floriana na Kleparzu. Stąd wyruszył 31 stycznia żałobny kondukt, a — jak zapisał świadek tej historycznej ceremonii — „Król Imć i Książę Prymas z IMciami biskupami i z J. Pany senatory zjachali do ś. Floryjana, włożywszy na katafalk, który był na jednym wozie zbudowany, obudwu monarchów zmarłych cadavera, prowadzili na zamek”. I znowu, jak zwykle w oznaczonym porządku, przeszedł przez Kraków, zdążając na Wawel, żałobny orszak. Obydwa ciała wieziono na jednym wozie, a „całun pod niemi był bogatej materyi złocistej, truna [trumna] króla Jana Kazimierza obita karmazynowym tabinem (...) w kwiaty, króla zaś Michała altembasem żółtym (...) także konie i woźnice w kapach aksamitnych, karmazynowych, w wozie koni sześć było”. Za wozem postępował w asyście senatorów ubrany w żałobne szaty Jan III. Nie tak dawno, bo 27 września 1669 r., jako hetman wielki koronny i marszałek wielki koronny w jednej osobie, uczestniczył w uroczystym wjeździe koronacyjnym Michała Korybuta Wiśniowieckiego.

Powoli, wśród tłumów gawiedzi, przy dźwiękach dzwonów kondukt zbliżał się do katedry wawelskiej. Na tradycyjnej trasie, wiodącej od Kleparza, przez Barbakan, Bramę Floriańską, ulicami Floriańską, Grodzką,Kanoniczą, szpaler czyniły polskie chorągwie stojące aż do katedry. W katedrze wzniesiono wysoki, ośmiołokciowy katafalk, nakryty baldachimem z czerwonego złotogłowiu, otoczony piramidami (symbol wieczności) pełnymi lamp i świec. Na wierzchu pierwszej był Snopek wazowski, na drugiej zaś herb Korybut, książąt Wiśniowieckich. Boki castrum pokrywały emblemy z lemmami, „insze napisy i hieroglifiki”, a od przodu na olbrzymim kartuszu znajdowało się epitafium obydwu monarchów. Po liturgicznych i zwyczajowych ceremoniach uderzono w kotły i trąby, a gdy piechota „zwyczajem wojskowym (...) ognia trzy razy” dała, pogrzebano ciała królewskie. Jana Kazimierza w krypcie pod nowo zbudowaną kaplicą Wazów, a Michała w grobie pod kaplicą Świętokrzyską.

Ponownie, tym razem już po raz ostatni, będzie Kraków świadkiem dwóch monarszych pogrzebów w styczniu roku 1734. Grzebano wtedy Jana III i Augusta II Mocnego. Tak się złożyło, że za zmarłego w czerwcu 1696 r. króla Jana urządzono jedynie egzekwie, a z pogrzebem przyszło jeszcze długo poczekać. Dnia 3 lipca 1696 r. rajcy uchwalili uroczystą mszę za Jana Sobieskiego, którą zorganizowano w kościele Mariackim. W odpowiednio przygotowanym prezbiterium, pełnym jarzących się świec, wybudowano castrum doloris, złożone z obelisków (symbol wieczności i chwały), otaczających z dwóch stron właściwy katafalk wzniesiony na panopliach, podtrzymywany przez orły, zwieńczony królewskim herbem i nakryty baldachimem. Całości dopełniały dwie alegoryczne figury stojące przy obeliskach, nadto na baldachimie anioł oraz pompatyczny epitafijny napis i liczne lemmy, prawdopodobnie zdobiące boki castrum. Tak uczciło miasto pamięć zwycięzcy spod Wiednia.

Pogrzeb Jana III z różnych przyczyn urządzono dopiero w roku 1734. Chowano wówczas także Augusta II (zm. 1733) i Marię Kazimierę (zm. 1716). Tę ostatnią w bardzo dziwnych okolicznościach sprowadzono do Polski. Jak wiadomo, po śmierci męża królowa opuściła kraj, wyjechała do Rzymu, gdzie mieszkała kilkanaście lat, by później wyruszyć do Francji. Tam na zamku w Blois zakończyła w styczniu roku 1716 burzliwe życie. Stamtąd w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach przywieziono do kościoła warszawskich kapucynów trumnę ze szczątkami Marysieńki. Wedle klasztornej tradycji nocą podrzucono do furty skrzynię. Na sygnał dzwonka furtian otworzył bramę i miast żywego człowieka spostrzegł dużą skrzynię leżącą u drzwi. Otworzył ją i ujrzał obitą jedwabiem trumnę, po czym prędko wezwał odprawiającego w klasztorze rekolekcje biskupa Jana Tarłę, który nakazał trumnę otworzyć. Oczom zgromadzonych ukazała się spoczywająca w niej stara kobieta w koronie i z berłem żelaznym u boku. W ustach miała medalion informujący, że jest to Maria Kazimiera. W takich nadzwyczaj tajemniczych okolicznościach wróciła do Polski żona Jana III. Przy okazji dodajmy, że u Kapucynów spoczął chwilowo Jan III, a w roku 1700 Jakub Sobieski przysłał do nich trumienkę swojego synka Jana. Tak więc tworzyło się tu swoiste mauzoleum rodu Sobieskich. Maria Kazimiera spoczywała u Kapucynów do 9 sierpnia 1733. Wtedy zwłoki Sobieskich przewieziono na dziedziniec Zamku Królewskiego w Warszawie, a stamtąd wraz z trumną Augusta II wyruszyły następnego dnia do Krakowa. Trasa wiodła przez Kielce, Jędrzejów, Miechów. Trumny złożono w Krakowie w kolegiacie św. Floriana, gdzie leżały do dnia poprzedzającego koronację Augusta III, która odbyła się dopiero w styczniu 1734 r. Dodajmy, że z końcem roku 1733 wysłał August III do Krakowa architektów, którzy wykonali pomiary katedry i zamku, związane z koronacją i pogrzebem.

15 stycznia 1734 r. rozpoczęły się wedle znanego nam jednodniowego ceremoniału uroczystości pogrzebowe. Z kościoła św. Floriana na paradnych wozach, zaprzężonych w osiem koni, wieziono ciała zmarłych. Na jednym deponowano trumny Jana III, Marii Kazimiery i księcia Jana, na drugim leżała trumna Augusta II. W katedrze, przed konfesją św. Stanisława, ustawiono castrum doloris o pięciu stopniach, akcentowane w narożach piramidami z pochodniami. Tu położono królewskie trumny. Po mszy i egzekwiach kondukt skierował się ku południowym drzwiom katedry, gdzie pomiędzy kaplicami Zygmuntowską i Wazów było zejście do krypt. Wszystkie trumny pochowano w sklepie grobowym pod kaplicą Wazów. Tak dobiegła końca ostatnia monarsza ceremonia funeralna w Rzeczypospolitej szlacheckiej. Z obecnych na niej nikt nie zdawał sobie sprawy, że już więcej nie będzie się grzebać królów w katedrze wawelskiej. Przedstawiony tutaj ceremoniał (ordo pompae funebris) i opisy pogrzebów królewskich pozwoliły zorientować się w tej skomplikowanej żałobnej uroczystości, która niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju okazałością bezsprzecznie oddziałała na kulturę staropolską. Liczne magnackie pogrzeby były dalekim echem wielkich ceremonii w katedrze krakowskiej, a wszystkie „zamki boleści” w jakiś sposób nawiązywały do katedralnego castrum. Jak wykazano, ceremoniał z XIV stulecia wzorowany na węgierskim ordo, rozbudowany i wzbogacony w roku 1548, przetrwał do schyłku wieku XVI. Od pogrzebu Zygmunta III i Konstancji (1633) obserwujemy daleko idącą redukcję ordo z ceremonii trzydniowej do jednodniowej, przy równoczesnym eliminowaniu pewnych wątków treściowych. Odtąd królewski pogrzeb sprowadzał się do przejścia konduktu z trumną ulicami Krakowa i ściśle liturgicznego obrządku w katedrze. Wszystkie zwyczajowe, paraliturgiczne ceremonie redukowano do minimum, z tendencją do ich całkowitego wyeliminowania. Natomiast przybywał nowy element. Otóż zamiast XVI-wiecznego prostego katafalku budowano okazałe castrum, wzbudzające zawsze zainteresowanie współczesnych, a w przypadku pogrzebów z I połowy XVII stulecia projektowane przez Giovanniego Battistę Gisleniego.

Królewskie ceremonie funeralne wymagały zatem dużych nakładów finansowych, starannego opracowania treściowego (lemmy), scenograficznego i protokolarnego.

Źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IH/groby_02.html

Powrót