Niedziela 27.06.2010, godz. 22:21Jak grzebano królów cz. I
Gdy we Francji umierał monarcha, lud natychmiast wiwatował na cześć nowego władcy, którym zgodnie z prawem zostawał delfin. Wykrzykiwano słowa: Le roi est mort, vive le roi (fr. Umarł król, niech żyje król). Jakże inaczej wyglądało to w Polsce.
Od śmierci ostatniego na polskim tronie Piasta, Kazimierza Wielkiego (zm. 1370), nigdy właściwie nie wiedziano po zgonie królewskim, kto będzie faktycznie władcą, oficjalnie bowiem następstwo tronu nie istniało. Przyszły monarcha musiał nieraz długo zabiegać o względy rycerstwa — w późniejszych czasach szlachty — by uzyskać akceptację, a dopiero po zatwierdzeniu przywilejów mógł się koronować.
Po zgonie Kazimierza Wielkiego napotykamy po raz pierwszy opis ceremonii pogrzebu królewskiego — czyli rodzaj ordo funebris regis Poloniae. Oczywiście nie był on w pełni skodyfikowany, lecz dał początek imponującej ceremonii, towarzyszącej ostatniej drodze panującego. Dodajmy, że wcześniejsze wzmianki kronikarskie o pogrzebach królewskich czy książęcych w Polsce wczesnośredniowiecznej i dzielnicowej są bardzo skromne i niewiele mówiące. Dopiero opis dwóch pogrzebów Kazimierza Wielkiego po raz pierwszy wprowadza historyka w królewski ceremoniał pogrzebowy.
Pierwszy pogrzeb króla Kazimierza Wielkiego, urządzony był pośpiesznie i bardzo skromnie. W uroczystości uczestniczyli tylko najbliżsi i współpracownicy zmarłego władcy, wyjątkowo nie czekano na przyjazd następcy — Ludwika Węgierskiego. Bo trzeba dodać, że królewskie pogrzeby w średniowieczu aż do XV w. wymagały osobistego udziału sukcesora zmarłego, a odbywały się nieraz dopiero w kilkadziesiąt dni po zgonie. W przypadku Kazimierza Wielkiego pośpiech dyktowała sytuacja polityczna spowodowana niechęcią części możnych do Ludwika Węgierskiego. W kilka dni po wspomnianej skromnej ceremonii przybył do Krakowa Ludwik i po szybkiej koronacji, dającej mu pełnię władzy, urządził wujowi imponujący drugi pogrzeb, który odbył się 19 listopada 1370 roku. I znów oddajmy głos Jankowi z Czarnkowa:
Po koronacji wspomnianego króla węgierskiego Ludwika odprawione były w najbliższy wtorek we wszystkich kościołach krakowskich solenne po śp. królu Kazimierzu egzekwie, w obecności króla Ludwika, biskupów, książąt i wielkiej ilości szlachty. Na tych egzekwiach był taki porządek: najpierw szły cztery wozy, każdy w cztery piękne konie, a wszystko to — tak woźnice, jak konie i wozy — było czarnym suknem przybrane i pokryte.
Potem kroczyło czterdziestu rycerzy w pełnych zbrojach na koniach pokrytych suknem szkarłatnym, następnie jedenastu niosło chorągwie tyluż księstw, dwunasty zaś chorągiew królestwa polskiego, a każdy miał tarczę ze znakiem, czyli herbem każdego księstwa. Za nimi jechał rycerz, odziany w złocistą szatę królewską, na pięknym stępaku królewskim, purpurą pokrytym, osobę zmarłego króla wyobrażający. Za nim szło parami procesjonalnie sześciu ludzi i niosło zapalone duże świece, z których dwie były zrobione z jednego kamienia wosku. Potem szły zgromadzenia zakonne i wszystkie osoby duchowne, ile ich było w mieście i na przedmieściach, śpiewając pieśni żałobne, a poprzedzając mary, pełne złotogłowia, sukna różnego i innych drogich materyj, które miały być między klasztory i kościoły rozdzielone. Na końcu postępował król Ludwik, arcybiskup, biskupi, książęta, panowie i wielka moc ludu obojej płci. Pomiędzy nimi zaś a marami szli dworzanie zmarłego króla, w liczbie większej niż czterysta, wszyscy w czarną odzież przybrani i wszyscy z wielkim płaczem i jękiem. Do którego zaś kościoła wstępował ten pochód z marami — jako to do Minorytów [Franciszkanów], N. Panny Maryi, Zakonu kaznodziejskiego [Dominikanów] — tam składano dwie purpury złociste i dwie sztuki przedniego sukna brukselskiego różnych kolorów, po szesnaście łokci każda, oraz duże ofiary w pieniądzach i wielką ilość świec. Przed marami szedł jeden dworzan i szeroko rozrzucał pieniądze biednym i każdemu, kto by je chciał podnieść, ażeby wolniejszą zrobić drogę idącym i aby tym goręcej za duszę zmarłego króla się modlono. Nadto dwóch doświadczonej uczciwości ludzi było przeznaczonych do niesienia mis srebrnych, napełnionych groszami, z których to mis każdy, kto swej ofiary nie składał, brał, ile chciał. Inni znowu nieśli wory pełne groszów, i gdy tylko taka misa się opróżniała, w tej chwili napełniali ją znowu.
Z taką ceremonią i w takim porządku pochód doszedł do kościoła katedralnego, w ksiądz biskup krakowski Floryan mszę celebrował, zaś podczas tej mszy były złożone następujące ofiary (...)
Po czym, jak kontynuuje kronikarz:
...urzędnicy zmarłego króla (...) złożyli na ołtarzu naczynia, którymi zarządzali [...aż przyprowadził podkoniuszy] — zbrojnego rycerza, w królewskie szaty odzianego, na dzielnym, a bardzo przez króla lubionym stępaku królewskim; a wszystkich tych poprzedzali chorążowie, niosący chorągwie, i ów rycerz, osobę zmarłego króla wyobrażający. Po złożeniu tych ofiar, gdy zaczęto, podług zwyczaju w takich wypadkach, kruszyć chorągwie, powstał taki krzyk żałosny, taki płacz i jęk wszystkich obojga płci obecnych w kościele krakowskim, że od tego płaczu i jęku wszyscy, osoby możne i niskie, starzy i młodzi, ledwo się utulić mogli.
Tak więc ustalony za Ludwika Węgierskiego, przyjęty z Węgier, ceremoniał funeralny stał się obowiązujący w następnych monarszych pogrzebach, a rozwinięto go, znacznie wzbogacając, dopiero w XVI stuleciu.